Nie jest wielką tajemnicą, że szkoły układając plany lekcji nieszczególnie przejmują się tym, że rodzice pracują. Efekt jest taki, że dziecko może np. zaczynać lekcje o 11:00 lub kończyć o 12:30. Absurd? Nie, to codzienność w polskich szkołach. Co w takiej sytuacji mają zrobić rodzice, gdy dziecko nie jest jeszcze na tyle samodzielne, by mogło po prostu wrócić do domu? Kilka propozycji wyjścia z tej patowej sytuacji znajdziesz w naszym poradniku.
To najprostsze rozwiązanie, z którego naprawdę warto skorzystać. Świetlice szkolne są czynne od rana do późnego popołudnia i zawsze dyżuruje w nich co najmniej jeden nauczyciel. Zapomnij też o tym, co pamiętasz z lat swojego dzieciństwa: współczesne świetlice są bardzo dobrze wyposażone i uczniowie mogą sobie w nich świetnie zagospodarować czas.
W świetlicy dziecko może:
Nudzić się na pewno nie będzie. Zwłaszcza, jeśli do świetlicy chodzi też najlepszy kolega czy najlepsza koleżanka Twojej pociechy.
Idealne wyjście i jeśli masz możliwość z niego skorzystać, to nie wahaj się ani chwili. Uczynni dziadkowie to skarb dla każdego rodzica, który znalazł się w tak irytującej sytuacji i nie może zapewnić swojemu dziecku opieki z powodu obowiązków służbowych. Dziadkowie mogą przecież odbierać ucznia lub odprowadzać go do szkoły, co jest najlepszą opcją dla każdej ze stron.
Uwaga
Pamiętaj jednak, aby zostawić w szkole zaświadczenie o tym, że dziecko będzie odbierane przez dziadków. Bez takiego dokumentu nauczyciel może odmówić opuszczenia szkoły przez dziecko.
To również ciekawy sposób. Na pewno nie tylko Ty psioczysz na nieżyciowy plan lekcji. Warto więc porozmawiać z innymi rodzicami i powołać coś w stylu „samopomocy rodzicielskiej”. Polega to na tym, że rodzice, którzy np. nie pracują, odbierają ze szkoły wszystkie zaprzyjaźnione ze sobą dzieciaki i „przechowują” je do popołudnia. Proste i wygodne – wystarczy tylko porozmawiać z zainteresowanymi.
Żadne z tych rozwiązań nie jest oczywiście perfekcyjne i wymaga mniejszych lub większych wyrzeczeń ze strony albo dziecka, albo dziadków, albo rodziców. Jakoś jednak trzeba sobie poradzić. Trudno też wymagać od szkół (często przepełnionych), by układały plany lekcji ściśle według oczekiwań rodziców.